Relacja z nurkowania na 122 metry. Egipt – Dahab – Fotorelacja
Marzec 2011 • Fotorelacja z nurkowania technicznego
Autor tekstu: Mariusz Zakrzewski
Chciałem napisać kilka zdań o moim jak dotąd najgłębszym nurkowaniu, do którego przygotowywałem się przez całą moją karierę nurkową, które stało się jednym z moich najlepszych nurkowań w życiu .
Plan przekroczenia 13 atmosfer ciśnienia narodził się w naszych głowach już w październiku ubiegłego roku, jednak podczas naszego listopadowego pobytu w Marsa El Alam uniemożliwiło nam to tamtejsze zaplecze nurkowe, a przede wszystkim brak możliwości mieszania trimixu. Nasze plany przełożyliśmy na marzec, Dahab był do tego najodpowiedniejszym miejscem, a szczególnie Blue Hole, na którego dno zawsze chciałem dotrzeć. Poza tym jest to miejsce, do którego zawsze powracam z wielkim sentymentem.
Wracając do mojego nurkowania: moim partnerem był oczywiście Krzysztof Krakiewicz i to z nim przygotowywaliśmy się już w Polsce i od samego początku pobytu w Dahabie do tego nurkowania. Run time nurkowania na 120m (Mariusz) i 122m (Krzysztof) stworzyliśmy w kraju, po konsultacji ze sobą. Po przybyciu do Egiptu rozpoczęliśmy nurkowania treningowe z konfiguracją, którą mieliśmy ze sobą zabrać na to nurkowanie: twin 2×12, 4 butle boczne + mała butla do inflacji suchego skafandra. Chcieliśmy, aby to nurkowanie było dla nas jak najbardziej komfortowe.
Poza tym cały czas się nawadnialiśmy i o 22 godzinie grzecznie szliśmy spać – wszystko po to, by nasz organizm działał w 100% sprawnie, a umysł na maksymalnych obrotach.
Trzeciego dnia naszego pobytu wykonaliśmy nurkowanie na 90 metrów w Blue Hole z czasem dennym 15 minut, które umożliwiło nam ostateczne sprawdzenie konfiguracji i poprawności założeń naszego run time’u, jak i dokładnie poznać miejsce, gdzie mieliśmy wykonać główne nurkowanie. Wszystko odbyło się zgodnie z planem, byliśmy gotowi.
Dzień piąty. Nadszedł czas zweryfikowania naszych umiejętności, sprzętu i psychiki. Wszystko grało, plan nurkowania przygotowany, plany zapasowe uwzględniające awarie któregokolwiek z gazów również, naszym supportem pod wodą był Darek (Olsztyn), a na powierzchni Rafał i Michał (Lublin). Plan zakładał nurkowanie wewnątrz Blue Hole, zanurzenie na 122 metry w czasie 6 minut i pobyt na dnie 4 minuty. Gazy, które wykorzystaliśmy na te nurkowanie to tmx10/60, tmx15/50, tmx25/35, ean50, oxygen, czyli na bogato.
Przygotowanie sprzętu zajęło nam dużo czasu, ale robiliśmy to dokładnie pamiętając o każdym szczególe i tu niespodzianka… inflator, który dzień wcześniej naprawiałem, teraz samoczynnie pompuje skrzydło, nie mam specjalnego klucza, by go rozebrać, postanowiłem wziąć taki sam inflator od kolegi, problem, w tym, że on był pod wodą. Czekamy, mija godzina, a go nie ma, robi się późno, zaczynam się denerwować, zastanawiać się. W końcu jest! Był mocno zdziwiony, kiedy banda facetów zaczęła go obdzierać ze sprzętu i w biegu go demontować. Wymiana, sprawdzenie skrzydła i rozpoczynamy ubieranie się.
Zwarty i gotowy…
Wkrótce razem z Krzysztofem i zabezpieczającym nas Darkiem jesteśmy gotowi, w wodzie sprawdzenie i ruszamy w stronę Archa. Gdy byliśmy już nad łukiem, rozpoczęliśmy zanurzanie na ean50, na 20 metrze przepięliśmy się na gaz denny, potwierdziliśmy, że jest wszystko okey i spadaliśmy dalej. Wkrótce przed nami przemknął słynny Arcz, potem zobaczyliśmy dno, zatrzymaliśmy się na 100 metrach, sprawdzamy czy wszystko dobrze, po czym ruszyliśmy dalej. Na 122 metrach byliśmy dokładnie w 6 minucie, tak jak zakładaliśmy. Panował tam półmrok, także latarka bardzo się przydała. W Polsce miałem wątpliwości, czy ją zabierać, bo miałem spory nadbagaż, w Blue Holu cieszyłem się, że ją jednak wziąłem. Popłynęliśmy w lewo przy ścianie. Panowała tam cisza, przerywana tylko naszym oddechem. Magia tego miejsca była niesamowita, a my skupieni maksymalnie na wszystkim co robiliśmy. W oddali na 100 metrach czekał na nas Darek, a nam czas płynął tu dziwnie powoli, te cztery minuty na dnie wydawały się nieskończenie długie. Ja rozkoszowałem się widokiem i kątem oka widziałem, że to samo robił Krzysztof. Wszystko szło jak na razie dobrze, sprawdzam moje zużycie gazu, nie różni się od zakładanego. W 9 minucie wiedzieliśmy, że czas się przygotować do wynurzenie, każda zwłoka kosztowałaby nas dodatkową dekompresję, jakiekolwiek odstępstwo od planu to strata cennego gazu, którego w przypadku awarii byśmy potrzebowali.
Na dekompresji
Gdy rozpoczęliśmy wynurzanie, poniżej na skalnej półce nagle zobaczyłem zwłoki płetwonurka, który spoczywał tu już od długiego czasu (ok. 10 lat). Wiedziałem że możemy się na niego natknąć, a mimo to na chwilę mój oddech przyspieszył. Nie miałem czasu, by o nim myśleć, już szybowałem na swój pierwszy przystanek dekompresyjny na 79 metrze. Gdy tam dotarliśmy, rozpocząłem przełączanie się na tmx15/50, lecz gdy tylko wyciągnąłem automat, spod gum z pierwszego stopnia zaczęła iść fontanna bąbli. Zacząłem oddychać z tego automatu, działał. Popatrzyłem na manometr – przeciek powodował, że zużywałem gaz szybciej, niż zakładałem. Szukam przyczyny i znajduję, wąż po prostu się odkręcił, dokręcam ręką, ale to nic nie daje, oring został wypchnięty z gniazda. Przechodzę z powrotem na gaz plecowy, zakręcam zawór w stage’u, odkręcam wąż i dokręcam go powrotem, licząc na to że oring wróci na swoje miejsce. To pomogło, bąbelki zniknęły.
Na powierzchni…
Dalej już wszystko szło dobrze, przystanek po przystanku, butla po butli wynurzaliśmy się w stronę słońca, cztery minuty na dole kosztowało nas 100 minutową dekompresję. Gdy już zakończyliśmy deko, na górze czekali na nas nasi koledzy, którzy pomogli nam wygramolić się z wody.
To był naprawdę dobry nurek… i to tyle. Czy będzie głębiej, pomysłów mam dużo, a każdy coraz lepszy…
PS. Na koniec jeszcze chciałem podziękować mojemu partnerowi nurkowemu Krzysztofowi Krakiewiczowi (LCN MOANA) za wspólny wyjazd i nurkowanie, jego profesjonalizm i czasami cierpliwość do mnie :). Mam nadzieję, że razem zrobimy jeszcze wiele takich nurków.
Autor tekstu: Piotr Kraszewski
W dniach od 26 marca do 2 kwietnia odwiedziliśmy półwysep Synaj, a dokładnie wybrzeże Zatoki Akaba. Co nas tam przyciągnęło? Oczywiście egzotyczny Dahab, który w języku arabskim oznacza „złoto”. Ta mała nadmorska miejscowość turystyczna oferuje jedne z najlepszych na świecie miejsc oraz warunki do głębokich nurkowań.
Niedawna burza polityczna, jaka przeszła przez ten kraj, nie dała rady nas wystraszyć. Wraz z Krzysztofem Krakiewiczem ( LCN Moana ) i innymi płetwonurkami z Lublina cała nasza grupa liczyła ok. 30 osób. Zatrzymaliśmy się w hotelu Sea Sun. W Dahabie panował spokój i nie było przepełnienia turystami jak przez ostatnie lata. Podzieliliśmy się na małe grupki nurkowe tak, aby każdy mógł zrealizować nurkowania adekwatne do swojego poziomu wyszkolenia. Powstały 2 grupy rekreacyjne oraz grupa techniczna. Zapleczem logistycznym tradycyjnie zajęła się zaprzyjaźniona polsko-czeska baza Planet Divers. Samadhi dzielnie i precyzyjnie mieszał gazy, za co jeszcze raz serdecznie dziękujemy. W czasie naszego pobytu w Dahabie przebywało również i nurkowało wiele sław głębokiego nurkowania. Między innymi „Miodzio”, czyli Dariusz Willamowski, aktualny rekordzista Polski; Lee Cunningham oraz Mark Andrews, sławy nurkowań technicznych.
Nasza grupa zaczęła od treningowego nurkowania na przy bazowej rafie Lighthouse. Następne nurkowania odbywały się na Canyonie i Blue Hole. W zależności od użytych gazów udało się zrealizować nurkowania od 50 do ponad 100m. Na Blue Hole Mariusz Zakrzewski (Gamma Divers) wspólnie z Krzysztofem Krakiewiczem wykonali ponad 2 godzinne nurkowanie na głębokość 120m i 122m.
Najgłębsze nurkowanie poprzedzały nurkowania treningowe na głębokości 60,70 i 90 metrów z długimi czasami dennymi. Sklepienie podwodnego Archu z tej głębokości wygląda jak gotycka katedra wypełniona błękitem, do której przez strzeliste okna sączy się blask słońca… . Mimo wietrznej pogody, niektórym udało się również zdobyć Little Canyon. Te piękne i jeszcze dziewicze miejsca nie łatwo odkrywają swoje tajemnice. Między nurkowaniami spotkaliśmy się z Darkiem Wilanowskim w jednej z tutejszych restauracyjek, aby przekąsić owoce morza, napić się beduińskiej herbaty i pogadać o naprawdę szatańskich głębokościach. Opowiedział nam o swoim „PROJEKCIE 355”, czyli planach próby pobicia rekordu świata, do którego szykuje się na sierpień tego roku. Wymieniliśmy się też doświadczeniami ze swoich nurkowań. Czas szybko zleciał w przyjemnej atmosferze.
We czwartek nabiliśmy po dwa stage i jednym twinsecie mieszanką zawierającą 32 procent tlenu, czyli popularnym nitroksem 32. W nocy jest wyjazd na „chyba” najbardziej znany wrak świata, tj. SS Thistelgorm. To brytyjski statek handlowy zbudowany w 1940 roku, mający ponad 120m długości oraz 18 metrów szerokości. W czasie II wojny światowej został wcielony do marynarki wojennej. W październiku 1941 r. opłynął Afrykę i wpłynął na Morze Czerwone, załadowany zapasami przeznaczonymi dla Piątej Armii Brytyjskiej stacjonującej w Aleksandrii w Północnej Afryce. Thistlegorm zakotwiczył na morzu przed wpłynięciem do Kanału Sueskiego. Rzucił kotwicę przy głębokości ok. 30 m w okolicy rafy koralowej Shaab Ali. Rankiem 6 października zaatakowały go dwa niemieckie bombowce lecące z bazy na Krecie. Cztery bomby uderzyły w skład amunicji, wysadzając pokład. Statek stanął w pionie i poszedł na dno. Obecnie to wielka atrakcja dla nurków.
O trzeciej rano wyjazd z hotelu do Sharm el Sheikh. Przed wejściem na łódkę dostajemy śpiwory. Ogólny briefing kapitana łodzi i udajemy się na górny pokład naszego statku. Resztę nocy spędzimy pod gołym niebem, lekko kołysząc się do snu. Zasypiamy schowani w śpiworach, podziwiając wschód słońca. O 7 rano pobudka na śniadanie. Śpiwory okazały się super sprawą, spało się świetnie. Zostało 30 minut do pozycji, więc zaczynamy się zbierać.
Na Thistlegormie wykonujemy dwa godzinne nurkowania. Podczas pierwszego nurkowania opływamy okręt na wysokości pokładu i nadbudówek. Wyczuwa się lekki prąd, jednak nie stanowi on problemu. Kiedy dopływamy do rufy, wyłania się przed nami urwany pokład statku. 15 metrowa wyrwa ciągnie się przez całą szerokość pokładu. To zapewne miejsce, w które trafiły niemieckie bomby. Zniszczenia są ogromne. Część statku praktycznie nie istnieje. Siła wybuchu bomb i amunicji w ładowniach był tak duży, że wyrzucił w powietrze lokomotywę. Koniec nurkowania spędzamy na oglądaniu ogromnych śrub rufowych.
Ponieważ statek pozostawia w pełni dostępną ładownię wraz z ładunkiem takim jak ciężarówki, motory, skrzydła samolotów, silniki, pociągi, amunicja, pojazdy opancerzone, transportery, motorowery BSA, jeepy, stosy karabinów, sprzęt radiowy, amunicja oraz inne uzbrojenie, a nawet zapas obuwia gumowego Wellington, drugie nurkowanie przeprowadzamy we wnętrzu statku. Wpływamy przez dziurę przy wyrwie w statku. Spokojnie opływamy dolne pokłady. Na pocisku dużego kalibru wyryta jest data 1929.
Wszystko sprawia wrażenie, jakby zatrzymał się czas. Mijamy rzędy równo poustawianych motorów, ciężarówki, a gdzie niegdzie walają się kalosze. Przez kuchnię wychodzimy na górny pokład. Mijamy kolejne pomieszczenia. W końcu dopływamy do mostku kapitańskiego. Świadczy o tym telefon, radio i kompas. Po 60 minutach powracamy na pokład naszej Amforii. Zostaje wydany obiad, a my ruszamy w kierunku Parku Narodowego Ras Mohamed.
Może wydać się to dziwne ale dla mnie, maksymalne oderwanie się od rzeczywistości, przeniesienie w krainę wyobraźni i rozpalenie zmysłów wywołało najpłytsze nurkowanie. Dokładnie te w parku Ras Mohamed. Na głębokości 20m zacząłem od oglądania pionowej ściany opadającej do – podobno – 750m, następnie przepłynęliśmy podwodną rafą wśród ogromnych muren i niezwykłych koralowców.
Po drugiej stronie ogrodów na podwodnych wyspach moim oczom ukazały się porcelanowe sanitaria, które wypadły z legendarnego MS Yolanda odkryte przez śp. Grzegorz ” Banana” Dominika. Co kilka metrów leżą kolejne pozostałości, które zostały tu, gdy Yolanda osuwała się po zboczu podwodnego urwiska. Zaledwie 20 metrowe nurkowanie rozpaliło we mnie pragnienie głębokości. Myśl, że tam na dole, na głębokości ponad 200m leży wrak Yolandy.
Blue Hole znamy już dość dobrze. Myślę, że ściana w Ras Mohamed jest świetnym miejscem do kolejnych głębokich eksploracji. Prądy i odległość od brzegu przy większych głębokościach zwiększają poziom zagrożenia. Jednak warto by było tego spróbować. Może podwodna ściana Ras Mohamed kryje coś jeszcze…
Piątek mija przy nieprzyjemnych czynnościach takich jak płukanie, suszenie i pakowanie oraz najnieprzyjemniejszej, czyli rozliczaniu. Tylko Mariusz tego dnia nie odpuścił nurkowania. Po południu pożegnalna Stella w hotelu. W sobotę rano wyjazd z hotelu i powrót do rzeczywistości….
Na koniec chciałbym jeszcze raz złożyć gratulacje Mariuszowi Zakrzewskiemu ( Gamma Divers Olsztyn) oraz Krzysztofowi Krakiewiczowi (LCN Moana Lublin ) za udane i bezpieczne przekroczenie ciśnienia 13 atmosfer, czyli nurkowania na ponad 120 metrów. Czekam z niecierpliwością na opis tego nurkowania. Za projekt 355 oraz osobę Darka Willamowskiego też trzymam kciuki. Samadhi thx for blending. Pozdrowienia dla wszystkich uczestników. Do zobaczenia na następnej wyprawie.